Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jarosław Różański, hokeista Unii, ale rodem z Podhala, ma już 50 "oczek" w punktacji kanadyjskiej

Jerzy Zaborski
Jarosław Różański (z prawej) ma już na swoim koncie 50 punktów w klasyfikacji kanadyjskiej ekstraklasy, co ustawia go w niej na 6. miejscu.
Jarosław Różański (z prawej) ma już na swoim koncie 50 punktów w klasyfikacji kanadyjskiej ekstraklasy, co ustawia go w niej na 6. miejscu. Fot. Jerzy Zaborski
Jarosław Różański, 37-letni hokeista Aksamu Unia Oświęcim, ale pochodzący z Nowego Targu, w ekstraklasie dobił do 50. punktów w klasyfikacji kanadyjskiej za 17 goli i 33 asysty. Chętnie jednak cały ten dorobek zamieniłby na możliwość walki o medale. Ostatni, brązowy "krążek", zdobył w Podhalu cztery lata temu. Z Unią w tym sezonie może powalczyć jedynie o 5. lokatę.

W tym sezonie dla Unii zabrakło miejsca w strefie medalowej, ale i poza nią można święcić osobiste sukcesy. W wygranym meczu w Sosnowcu 6:2 cieszył się Pan z 50. punktu w klasyfikacji kanadyjskiej.

Istotnie, tak było. Te 50 punktów musi oczywiście cieszyć, ale wolałbym medal dla zespołu. W przypadku Unii historia zatoczyła koło. Przed rokiem to oświęcimianie nie wpuścili tyszan do „czwórki”. Teraz stało się odwrotnie.

Mówi się o Panu i Jarosławie Rzeszutce, koledze z jednego ataku, że jesteście „lodowym małżeństwem”.

Chyba dlatego, że razem cieszyliśmy się tym samym indywidualnym osiągnięciem, ustalając wynik spotkania w Sosnowcu, na sekundę przed jego zakończeniem. On także ma na swoim koncie „pięćdziesiątkę”. Między nami inaczej układają się relacje punktowe. Mnie udaje się więcej asystować, więc 50. punkt zdobyłem wypracowując gola Rzeszutce. Żeby jednak między nami była „zgodność małżeńska” – skoro jesteśmy już przy takich porównaniach naszych osiągnięć – wcześniejszą bramkę mnie udało się zdobyć, a to „Rzeszut” mi asystował. Zawsze powtarzam, że mój dorobek jest zasługą drużyny. Jeśli ktoś w hokeju nastawia się tylko na indywidualne za_szczyty, nie ma w nim czego szukać. Zresztą w każdej grze zespołowej jest podobnie. Indywidualne osiągnięcia mogą być tylko dodatkiem do walki zespołowej. Mój dorobek w klasyfikacji zawsze oscylował w okolicach “pięćdziesiątki”. Trzy lata temu było inaczej, ale wtedy, grając w barwach Podhala, straciłem dwa miesiące przez kontuzję kolana.

Po tyskim turnieju EIHC trener reprezentacji narodowej Igor Zacharkin zapowiedział w niej roszady personalne, twierdząc, że młodzież musi mieć oparcie w doświadczonych graczach. Może zatem znajdzie się miejsce dla Pana, mającego na liczniku 119 meczów w koszulce z orłem na piersi i dziesięć turniejów mistrzostw świata, w tym elity, w 2002 w Szwecji?

Nikt ze mną na ten temat nie rozmawiał i przypuszczam, że tak już zostanie. Skoro nie dostrzeżono mnie w szczytowej formie, jaką miałem na przełomie października i listopada, to trudno, żeby ktoś oglądał mecze drużyn rywalizujących „pod kreską”.

Jednak dorobek w punktacji kanadyjskiej, za 17 bramek i 33 asysty, stawia Pana na 6. miejscu w ligowej hierarchii...

Korzystając z okazji chciałem raz jeszcze przypomnieć, że nigdy nie zrezygnowałem z występów w reprezentacji. Po mistrzostwach w Słowenii, w 2010 roku, w których zajęliśmy 3. miejsce, przestano mnie powoływać. Jestem też daleki od tego, żeby sądzić iż moje pojawienie się w kadrze nagle odmieni ją niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki i wyrwiemy się z III ligi hokejowej. Jeśli dostałbym powołanie, podjąłbym rywalizację z młodszymi kolegami.

Dużo goli strzelił Pan w przewadze...

Dokładnie, a nimi wygrywa się mecze we współczesnym hokeju. Kiedy kotłuje się przed bramką rywala, trzeba zachować zimną krew. Na początku sezonu, razem z Jarkiem Rzeszutką, strzelaliśmy dużo goli w przewagach. Potem było trudniej. Wiadomo, rywale wzięli nas na “celownik”.

Komu kibicuje Pan w walce o mistrzostwo Polski?

Trudno mi wskazać jeden zespół, bo w każdym z „wielkiej czwórki” są – podobnie do mnie – zawodnicy pochodzący z Nowego Targu. Z każdym kiedyś grałem w Podhalu. Myślę, że dzisiaj Sanok jest w stanie obronić mistrzowski tytuł. Obecnie ma najmocniejszą kadrę. Jednak liczba wychowanków Podhala w innych klubach jest tak wielka, co daje nadzieję na odrodzenie potęgi hokejowej w Nowym Targu.

Czyżby Unia w ćwierćfinale na tyle zmęczyła GKS Tychy, że przegrał on dwa pierwsze mecze półfinałowe z Jastrzębiem?
W play-off każdy mecz jest inny, a wygranie czterech spotkań to naprawdę długa droga. Na tym etapie, o wyniku decydują detale. Zastanawiające jest, że tyszanie w pierwszym meczu u siebie przegrali po karnych prowadząc już 3:1, ale jastrzębianie doprowadzili do nich trafiając w przewagach.

Ostatnio w naszym kraju głośno jest o powołaniu w Gdańsku drużyny KHL. Jakie jest Pana stanowisko na ten temat?

Uważam, że Polska powinna iść raczej w kierunku gry w jednej lidze z którymś z ościennych krajów. W 2003 roku, w barwach Podhala, wygrałem Interligę, w której polskie ekipy, także Unia Oświęcim, walczyły razem z ekipami słoweńskimi, węgierskimi i chorwackimi. Szkoda, że polskie ekipy zagrały w niej tylko rok. Gdybyśmy w niej zostali dłużej, może dziś gralibyśmy w EBEL. Słowenia i Austria, mające tam swoje drużyny klubowe, zagrają na igrzyskach, o których Polacy mogą jedynie pomarzyć. Wtedy zagraliśmy w ligach polskiej i międzynarodowej ponad 80 spotkań, spędzając sporo czasu w autobusie. Może gdybyśmy wtedy podróżowali samolotami, zmęczenie byłoby mniejsze. Wiadomo, że wszystko rozbija się o pieniądze, a tych w naszym hokeju bardzo brakuje. Przeciążenie meczami odbiło się potem na mistrzostwach świata w Gdańsku, w których zajęliśmy 3. miejsce, nie potrafiąc powrócić do światowej elity. Rozgrywki wspólne można jakoś dopracować, żeby nie przeciążać zawodników. Gdyby grały w niej wszystkie polskie ekipy, to może najwyżej sklasyfikowana zostałaby automatycznie mistrzem Polski? O wszystkim trzeba rozmawiać. O KHL na razie niewiele wiadomo. Jeśli zagraliby w niej nasi najlepsi zawodnicy oraz narybek, w jej rozgrywkach młodzieżowych, nasza liga do reszty zmarnieje. Nie będziemy w stanie zrekompensować takiego odpływu zawodników.

Grywał Pan nie tylko w ataku, ale i w obronie. Pamięta Pan swój debiut w ekstraklasie.

Miałem 17 lat, kiedy w Podhalu prowadzonym przez Łotysza Ewalda Grabowskiego wystąpiłem w obronie u boku Aleksandera Aleksiejewa, a w „moim” ataku grali Gusov, Primia czy Mirek Copija. Każdemu młodemu zawodnikowi życzę podobnego debiutu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Konferencja prasowa po meczu Korona Kielce - Radomiak Radom 4:0

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowytarg.naszemiasto.pl Nasze Miasto