Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Podwyżka zarobków w szpitalach to większe długi i kolejki dla pacjentów

Dorota Stec-Fus
Pieniędzy na podwyżki nie ma, ale dać je trzeba
Pieniędzy na podwyżki nie ma, ale dać je trzeba Fot. Grzegorz Mehring
Zdrowie. Podwyżka minimalnych zarobków stawia szpitale przed groźbą pogrążenia się w jeszcze większych długach, a pacjentów przed perspektywą jeszcze dłuższych kolejek. NFZ, po raz pierwszy w swej historii, zamierza wziąć kredyt.

Od stycznia pensja minimalna wzrasta do 2 tys. zł, a stawka za godzinę pracy do 13 zł. Dla pracowników to dobra wiadomość, ale dla placówek medycznych oznacza dalszy, bardzo poważny wzrost wydatków. Już dziś szacuje się, że wynoszące dziś 11 mld zł zadłużenie szpitali w przyszłym roku gwałtownie wzrośnie.

Nowe przepisy odbiją się na szpitalach w dwojaki sposób. Z jednej strony będą musiały podnieść pensje dla własnych pracowników, z drugiej płacić wyższe faktury firmom zewnętrznym za sprzątanie, gotowanie czy ochronę. Np. dla Szpitala im. Stefana Żeromskiego w Krakowie oznacza to wzrost wydatków o ok. 1,4 mln zł.

- Podniesienie najniższych uposażeń jest ze wszech miar słuszne. Równocześnie jednak powinna zapaść decyzja o takim wzroście finansowania szpitali, który wystarczyłby na pokrycie wyższych wynagrodzeń. Nic takiego jednak nie nastąpiło, a kontrakty na przyszły rok będą tylko nieznacznie wyższe od tegorocznych - mówi dr Jerzy Friediger, dyrektor „Żeromskiego”. Podkreśla, że o ile przedsiębiorstwa mają pole manewru, bo mogą np. podnieść ceny swych produktów czy usług, to publiczne szpitale, którym nie wolno leczyć komercyjnie, zdane są na kwoty przydzielone im przez NFZ.

W kasie Szpitala Psychiatrycznego im. J. Babińskiego na zmianę listy płac w przyszłym roku musi zostać zarezerwowanych dodatkowo 900 tys. zł. Równocześnie, jak zauważa Maciej Bóbr, rzecznik placówki, deficyt personelu medycznego sprawił, że jeden z oddziałów stoi przed groźbą zamknięcia. Pracownicy odeszli do lepiej płacących instytucji.

- Podniesienie najniższych uposażeń jest konieczne, bo otrzymujący je pracownicy niebawem odeszliby od łóżek pacjentów - nie wątpi Marcin Kuta, dyrektor Szpitala im. E. Szczeklika w Tarnowie, który na ten cel musi wygospodarować ok. 300 tys. zł. Zbiegnie się to jednak w czasie z kolejną transzą podwyżek dla pielęgniarek, na którą jeszcze w 2015 r. zgodził się minister zdrowia w rządzie PO-PSL Marian Zembala. - Zwiększona kwota przyszłorocznego kontraktu wystarczy mi tylko na ten cel. A na podwyżki dla najsłabiej zarabiających potrzebuję ok. 600 tys. zł. Skąd je wziąć? - zastanawia się kierujący miechowską lecznicą Mirosław Dróżdż.

Ale są też placówki, które swą listę płac zdołały już dostosować do nowych zapisów i teraz mogą spać spokojnie. Tak jest np. w szpitalu w Nowym Sączu czy Wojewódzkim Szpitalu Okulistycznym, w którym nieznacznie wzrosną zobowiązania jedynie wobec firm zewnętrznych. Problemu nie będzie miała również dyrekcja zakopiańskiej lecznicy, która w przyszłym roku podniesie pensje tylko dwóm sprzątającym oraz dopłaci 36 tys. firmom zewnętrznym. - Do wcześniejszych podwyżek skłonił nas m.in. rynek pracy na naszym terenie. Gdybyśmy tego nie zrobili, ludzie odeszliby do pensjonatów i hoteli - mówi dyrektor Regina Tokarz.

Dlaczego jedni jakoś sobie radzą, a innym grozi pogrążenie się w jeszcze większych długach? - Ten stan rzeczy wynika z wielu czynników. W dużej mierze jest to konsekwencja tzw. historii szpitala. Dzisiejszy dyrektor nie miał wpływu na sposób zarządzania poprzedników, ale teraz musi borykać się z zaciągniętymi przez nich zobowiązaniami. Bardzo ważna jest też siła związków zawodowych. Tam, gdzie działają one najprężniej, podwyżki musiały być wprowadzone. Niezwykle istotny jest też rodzaj wykonywanych procedur medycznych. Jeśli w danej placówce przeważały te, za które NFZ płacił znacznie mniej niż faktycznie kosztowały, wygospodarowanie pieniędzy na podwyżki było niezmiernie trudne - komentuje dr Jerzy Gryglewicz, ekspert ochrony zdrowia.

Negocjacje na temat wysokości przyszłorocznych kontraktów trwają i Małopolski Oddział NFZ nie informuje, ile pieniędzy ostatecznie trafi do naszych szpitali. Wiadomo jednak, że dobrych wiadomości nie będzie. Andrzej Jacyna, p.o. prezesa NFZ, przyznał przedwczoraj, że informacje płynące z lecznic budzą niepokój, a ich gorsza sytuacja finansowa może się odbić na pacjentach. Dlatego NFZ planuje zaciągnięcie pożyczki. Ma ona pokryć wydatki związane ze wzrostem kosztów funkcjonowania placówek medycznych. Aby jednak NFZ kredyt otrzymał, zgodę muszą wydać ministrowie zdrowia i finansów. Jeżeli powiedzą „tak”, byłby to pierwszy taki ruch od chwili powstania funduszu.

Co dalej? Z jednej strony najniższe płace w służbie zdrowia muszą rosnąć, z drugiej w kasie NFZ brak na ten cel pieniędzy. Marek Wójcik, ekspert ochrony zdrowia Związku Powiatów Polskich, uważa, że rozwiązaniem jest podniesienie składki zdrowotnej i równoczesne podwyższenie wyceny procedur szpitalnych. I jedno, i drugie, pomimo systematycznego wzrostu kosztów leczenia, od lat stoi w miejscu.

[email protected]

W Krakowie otworzono największy Starbucks w Polsce!

Autor: Anna Kaczmarz

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na malopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto