Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Największy stok na Podhalu: "Nie mamy już sił i pieniędzy czekać aż rząd zniesie lockdown w turystyce. Dla nas to koniec sezonu" 29.01.2021

Tomasz Mateusiak
Tomasz Mateusiak
Kotelnica Białczańska. Dziś jeśli ktoś chce pojeździć tu na nartach czy desce musi sam (o własnych siłach) podchodzić pod górę.
Kotelnica Białczańska. Dziś jeśli ktoś chce pojeździć tu na nartach czy desce musi sam (o własnych siłach) podchodzić pod górę. Tomasz Mateusiak
Kotelnica Białczańska - największy ośrodek narciarski na Podhalu nie ma już zamiaru czekać na ew. decyzję rządu (która zwolni lockdown w turystyce) i twierdzi... że dla niej tegoroczny sezon narciarski się zakończył. Jak tłumaczą w ośrodku, dalsze utrzymywanie tras w gotowości nie ma już sensu, bo tworzy tylko dodatkowe koszty. Białczański ośrodek podobnie jak inne stoki w Tatrach rozpoczyna teraz proces zwalniania części ze swoich załóg. Nawet pomimo tak drastycznych kroków dalej nie wiadomo, czy pozwoli to uniknąć fali bankructw w tym sektorze.

- Decyzja rządu o przedłużeniu obostrzeń dla narciarstwa nas załamała- mówi Adam Marduła z biura prasowego Ośrodka Narciarskiego Kotelnica Białczańska. - Dla nas właśnie skończył się tegoroczny sezon narciarski, który de facto trwał... 23 dni czyli od 5 do 28 grudnia. Nie będziemy utrzymywać już naszych tras w najwyższym stopniu gotowości. Wiemy już, że otwarcie nie nastąpi 1 lutego.

Jak dodaje Marduła bardzo wątpliwe też jego zdaniem jest otwarcie wyciągów w połowie lutego. Nawet gdyby tak się stało, to wyciągom takim jak Kotelnica to już niewiele da. Zdaniem właścicieli wyciągów teraz szansą dla nich jest tylko sytuacja w której rząd przygotuje dla branży rzetelna tarczę finansową. Z tych obecnie dostępnych wyciągi praktycznie nie mogą skorzystać (większość z nich zakłada, że pomoc dostaną tylko firmy, które zatrudniały ludzi już we wrześniu co w przypadku wyciągów narciarskich jest absurdem).

- Nie chcę już zbytnio komentować ostatniej decyzji rządu o przedłużeniu obostrzeń - mówi Marduła. - Szkoda już na to nerwów. Po raz kolejny wychodzi bowiem, że w supermarketach ludzie nie są narażeni na ryzyko zakażenia a na stoku już tak. Zastanawiamy się, gdzie są na to jakiekolwiek badania i ekspertyzy, ale oczywiście nikt nam ich nie przedstawi. Nikt z rządu z nami nie rozmawia. Nikt nie słucha naszych argumentów, racji, pomysłów. Stąd tak trudna decyzja jak ta dzisiejsza.

Jak dowiadujemy się, sytuacja finansowa wielu stoków i wielu innych stoków jest dziś bardzo zła. Właściciele ośrodków narciarskich na początku grudnia uwierzyli, ze będą mogli pracować w reżimie sanitarnym i wydali grube miliony złotych na śnieżenie. Dlatego dziś w wielu z tych miejsc rozpoczyna się proces redukcji załogi.

- Bardzo nas to boli, bo ci ludzie też muszą z czegoś żyć, ale bez tego całkowicie zbankrutujemy - słyszymy w jednym z ośrodków narciarskich w Zakopanem.

Nie wiadomo, czy inne stacje na Podhalu, czy może zdecydują one jednak by otworzyć się wbrew obostrzeniom. Jak pisaliśmy przed kilkoma dniami na Podhalu są już bowiem małe wyciągi, które zapraszają do siebie narciarzy.

W powiecie tatrzańskim żadne inne duże stacje narciarskie jak na razie nie zdecydują się na ponowne otwarcie. Większość dużych ośrodków pobrała pomoc z tarcz antykryzysowych. Dlatego teraz obawia się, że w razie kontroli będą musieli zwrócić koszty. - Nie uda nam się zarobić za dużo, a dodatkowo może się okazać, że trzeba będzie oddać pomoc – mówi anonimowo jeden z przedstawicieli dużych stacji narciarskich.

Otwierać się za to chce mały wyciąg orczykowy Gigant pod Wielką Krokwią. Stok na być otwarty od soboty 30 stycznia. Jak udało nam się ustalić, nie będzie to działalność jednak stacji narciarskie. Ta bowiem została wydzierżawiona zewnętrznej firmie, która ma organizować zajęcia sportowe dla dzieci.

Część właścicieli ośrodków narciarskich z Podhala jest przekonanych, że decyzje rządu i faktyczny brak pomocy dla nich może być działaniem... celowym!

- Zastanówmy się, kto w Polsce wypłaca pomoc w ramach tarcz - pyta właściciel jednej ze stacji. - Odpowiedź brzmi Polski Fundusz Rozwoju. To ta sama instytucja, która w 2019 roku kupiła Polskie Koleje Linowe. PFR jest więc właścicielem naszej konkurencji! Każdy logicznie myślący dopuszcza do siebie hipotezę, że firma ta specjalnie teraz dusi polskie stacje narciarskie by później odkupić je od zdesperowanych właścicieli za bezcen. Czy to realny scenariusz? Modlę się by tak nie było, ale czy się mylę dowiemy się już za kilka miesięcy.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowytarg.naszemiasto.pl Nasze Miasto