Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Polacy kuszą Ukraińców, a Niemcy Polaków. Wszystkim brakuje pracowników, więc podnoszą pensje i dają chętnym… bonusy za gotowość

Zbigniew Bartuś
Zbigniew Bartuś
Firmy chętniej niż kiedykolwiek sięgają po cudzoziemców, bo chętnych Polaków brakuje. Obok demografii powodem jest to, że intensywne rekrutacje nad Wisłą prowadzą przedsiębiorstwa z Niemiec, Holandii i Skandynawii. Tam deficyt kadr jest jeszcze dotkliwszy, dlatego trwa istna licytacja. Najnowszy magnes to „bonus powitalny” – 600 euro.
Firmy chętniej niż kiedykolwiek sięgają po cudzoziemców, bo chętnych Polaków brakuje. Obok demografii powodem jest to, że intensywne rekrutacje nad Wisłą prowadzą przedsiębiorstwa z Niemiec, Holandii i Skandynawii. Tam deficyt kadr jest jeszcze dotkliwszy, dlatego trwa istna licytacja. Najnowszy magnes to „bonus powitalny” – 600 euro.
Pracodawcy w Polsce mają coraz większe problemy ze znalezieniem odpowiednich pracowników – zarówno robotników, jak i specjalistów, więc korzystają na potęgę z usług firm rekrutacyjnych. Te zrzeszone w Polskim Forum HR w drugim kwartale 2021 zwiększyły swe obroty z rekrutacji stałych o… 90 procent rok do roku! A lipiec i tak przebił wszystko. O 30 proc. wzrosła także liczba pracowników tymczasowych. Firmy chętniej niż kiedykolwiek sięgają po cudzoziemców, bo chętnych Polaków brakuje. Obok demografii powodem jest to, że intensywne rekrutacje nad Wisłą prowadzą przedsiębiorstwa z Niemiec, Holandii i Skandynawii. Tam deficyt kadr jest jeszcze dotkliwszy, dlatego trwa istna licytacja. Najnowszy magnes to „bonus powitalny” – 600 euro.

FLESZ - Kolejna próba oszustwa w sieci

od 16 lat

„Zapotrzebowanie na pracowników w minionym kwartale było ogromne. Już od trzeciego kwartału 2020 roku stopniowo poprawiała się sytuacja na rynku, ale prawdziwy boom miał miejsce w drugim kwartale 2021, kiedy to firmy członkowskie Polskiego Forum HR (PFHR) odnotowały obroty w zakresie rekrutacji stałych na poziomie 56 mln PLN. Oznacza to wzrost rok do roku na poziomie ok. 90 proc. (uwzględniając korektę wynikającą ze zmiany liczby podmiotów raportujących)” – czytamy w najnowszym raporcie Polskiego Forum HR, zrzeszającego czołowe firmy rekrutacyjne w naszym kraju, zatrudniające dziesiątki tysięcy osób.

Przyszłość rysuje się w różowych barwach: raport Element i Grant Thorton podaje, że w lipcu 2021 roku opublikowano o 23 proc. więcej ofert pracy niż przed rokiem. To sygnał, że popyt na pracowników w kolejnych miesiącach będzie nadal rósł.

Firmy zrzeszone w Polskim Forum HR największe dochody osiągają z zatrudnienia pracowników tymczasowych (87 proc. z nich ma umowy o pracę). Tu także mamy do czynienia z boomem: w rok liczba takich pracowników zwiększyła się o 30 proc., do 87 tys., a liczba przepracowanych przez nich godzin w przeliczeniu na pełne etaty – o 59 proc. Rekruterzy zarobili na tym w drugim kwartale aż 833 mln zł, o 55 proc. więcej niż przed rokiem, głównie dlatego, że mocno rosną wynagrodzenia pracowników. Kolejne 312 mln zł to przychody z outsourcingu, a 52 mln zł – z delegowania pracowników w ramach świadczenia usług. 7 mln zł firmy z PFHR zarobiły dzięki rekrutacjom stałym na rzecz zagranicznych pracodawców.

Pracownik na wagę złota…

Monika Fedorczuk, ekspertka Konfederacji Lewiatan ds. rynku pracy, zwraca uwagę na to, że firmom w kluczowych branżach, jak przemysł, IT, komunikacja, logistyka, budownictwo, ale też hotelarstwo, gastronomia, turystyka, coraz trudniej znaleźć pracowników. Stopa bezrobocia wprawdzie stanęła w miejscu i wynosi 5,8 proc., więc teoretycznie do dyspozycji pracodawców pozostaje 975 859 osób, w tym 529,6 tys. kobiet, zarejestrowanych w powiatowych urzędach pracy. W praktyce jednak jest to totalna fikcja, bo połowa z tych ludzi nie ma pracy od ponad roku, a wielu – od lat. I właściwie nie da się ich zatrudnić z dnia na dzień, zwłaszcza w firmach potrzebujących osób o wysokich kwalifikacjach.

- Największe niewykorzystane zasoby pracy są w województwach mazowieckim (139 634), śląskim (87 471) i podkarpackim (80 396), co należy wiązać – przynajmniej w dwóch pierwszych przypadkach – z wielkością populacji województwa. Najwyższa stopa bezrobocia była w lipcu w województwach: warmińsko – mazurskim (8,9 proc.), podkarpackim (8,4 proc.) i kujawsko – pomorskim – mówi Monika Fedorczuk i dodaje, że są to wszystko zasoby czysto teoretyczne, bo aktywizacja większości tych ludzi wymaga nie lada wysiłku: nie tylko zmiany czy podwyższenia kwalifikacji, ale i wyuczenia pewnych postaw życiowych. Pośredniaki nie robiły tego dotąd wcale lub robiły w ograniczonym zakresie, z uwagi na brak środków i ludzi, a przede wszystkim – za sprawą takich, a nie innych ustawowych wymagań. Mają się one w najbliższym czasie zmienić, ale cały proces potrwa.

- W województwie wielkopolskim stopa bezrobocia była na poziomie 3,4 proc., a w metropoliach, jak Kraków, jest jeszcze niższa, co oznacza dla pracodawców istotne problemy w pozyskaniu pracowników zarówno na stanowiska specjalistyczne, jak i do prac technicznych i prostych. Z tego względu część firm decyduje się na zatrudnianie cudzoziemców, szczególnie z państw spoza UE

– komentuje ekspertka Lewiatana.

Potwierdzają to dane Wydziału Spraw Cudzoziemców Małopolskiego Urzędu Wojewódzkiego oraz oddziałów ZUS w naszym regionie (Kraków, Nowy Sącz, Tarnów, Chrzanów): liczba zatrudnionych obcokrajowców powiększa się bardzo szybko i padły już wszelkie rekordy sprzed pandemii. A i tak potrzeby pracodawców są niezaspokojone. Liczba ofert pracy w popularnych serwisach rekrutacyjnych wzrosła rok do roku o 50 proc. i jest także wyższa niż przed wybuchem zarazy.

Nic dziwnego, że rosną również oferowane kandydatom stawki. W Polsce ów wzrost wyniósł w lipcu 10 proc. rok do roku, a w Małopolsce 12 proc. W Krakowie był jeszcze wyższy. Wiele zależy jednak od sektora – tam, gdzie koniunktura jest najlepsza, a braki pracowników największe, podwyżki wynagrodzeń przekroczyły nawet 20 proc. A w słabszych kapitałowo mikrofirmach z sektora usług oraz w sferze publicznej nie było ich wcale. To wielkie zagrożenie dla przedsiębiorców: mogą mieć zamówienia, ale nie będą mieli ich kim zrealizować.

…I bonusów

To zagrożenie rośnie z każdym dniem, bo coraz intensywniejsze – czasem wręcz rozpaczliwe – rekrutacje prowadzą w Polsce firmy z Zachodu, zwłaszcza z Niemiec, gdzie gasterbaiterzy z naszego kraju byli w ostatnich 30 latach podporą sezonowych sektorów gospodarki; chodzi zwłaszcza o robotników budowlanych oraz robotników rolnych zatrudnionych przy zbieraniu owoców oraz w przetwórstwie owocowo-warzywnym.

Po wejściu do Unii pracownicy z Polski opanowali też znaczną część rynku opieki zdrowotnej (osobistej – nad dziećmi i seniorami, ale też w sanatoriach, szpitalach i innych placówkach), turystyki (hotele, hostele, pensjonaty) oraz handlu i gastronomii. Problem w tym, że z powodu pandemii, a zwłaszcza niepewności związanej z ewentualnymi kolejnymi obostrzeniami (oznaczającymi po prostu brak gości i brak pracy), niektóre zajęcia stały się „trędowate” i Polacy zwyczajnie ich unikają. Dotyczy to przede wszystkim szeroko pojętej branży turystycznej, noclegowej i gastronomicznej.

Północnoniemiecka telewizja publiczna NDR cytuje właścicieli hoteli, barów, restauracji i mobilnych punktów gastronomicznych z Meklemburgii-Pomorza Przedniego (region sąsiadujący z naszym Zachodniopomorskiem), narzekających na dotkliwy deficyt recepcjonistów, pokojowych, barmanów, kelnerów, kucharzy itp. Rzut beretem od Świnoujścia ofert jest tak wiele, że część pracodawców – chcąc się wyróżnić – oferuje Polakom nie tylko wyraźnie wyższe niż dotąd wynagrodzenie, ale i…. bonusy powitalne rzędu 600 euro, czyli 2740 zł za sam przyjazd. Do tego często wikt i opierunek.

Krister Hennige, szef Zrzeszenia Hoteli i Restauracji na wyspie Uznam, szacuje, że przed pandemią do pracy docierało codziennie ponad 4 tys. Polek i Polaków, a teraz zaledwie 2 tys. Zdesperowani działacze organizacji doszli do wniosku, że jeśli kolejne próby przyciągnięcia wschodnich sąsiadów się nie powiodą, trzeba będzie sprowadzić Ukraińców. Wymagałoby to jednak decyzji politycznych – na poziomie władz landu.

Niemieckie plany mocno niepokoją polskich przedsiębiorców, bo po naszej stronie granicy jest tak samo: brakuje recepcjonistów, pokojowych, barmanów, kelnerów, kucharzy itp. A do tego tysięcy, budowlańców, robotników przemysłowych, sprzedawców… Jak informuje centrala ZUS, liczba pracujących nad Wisłą obcokrajowców rośnie z miesiąca na miesiąc. W czerwcu tego roku wyniosła 818,8 tys. i była wyższa aż o 148,6 tys. niż przed wybuchem pandemii. Tylko w miesiąc wzrosła o kolejnych 22 tys. Potrzeby pracodawców są tak duże, że jeszcze w tym roku populacja pracujących imigrantów może przekroczyć milion. A mówimy tu wyłącznie o pracownikach legalnych.

Tymczasem Niemcy rozpoczęli poważną dyskusję o zatrudnieniu polskich… nauczycieli. W szkołach za Odrą jest rekordowa liczba wakatów. Po polskiej stronie mamy jednak do czynienia z bliźniaczym zjawiskiem: dwa tygodnie przed rozpoczęciem roku szkolnego dyrektorzy szkół i działacze ZNP doliczyli się w całym kraju 13 tys. nieobsadzonych stanowisk. Chętnych brak.

Według naszego resortu edukacji, średnie wynagrodzenie nauczyciela kontraktowego w Polsce wynosi nieco ponad 3,5 tys. zł brutto, mianowanego 4,4 tys. zł brutto, a dyplomowanego – 6,5 tys. zł brutto. Nauczyciel niemiecki zarabia średnio 5,5 tys. euro brutto (ponad 25 tys. zł) miesięcznie. Nauczyciel na Ukrainie dostaje przeciętnie 1,4 tys. zł brutto miesięcznie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na malopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto