Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Przemoc w ośrodku sióstr serafitek w Białce. "Te zakonnice to potwory" [WIDEO]

Tomasz Mateusiak
Pani Anna W. już od ponad 40 lat opiekuje się swoim niepełnosprawnym synem Zbyszkiem. Mówi, że gdy tylko na 7 dni oddała go siostrom zakonnym, wrócił skatowany.
Pani Anna W. już od ponad 40 lat opiekuje się swoim niepełnosprawnym synem Zbyszkiem. Mówi, że gdy tylko na 7 dni oddała go siostrom zakonnym, wrócił skatowany. fot. Tomasz Mateusiak
- Te zakonnice to potwory! Mój syn spędził u nich tylko tydzień, a mimo to, gdy go odbierałam, był cały siny. Tak go tam pobito - te wstrząsające słowa to wyznanie matki opóźnionego w rozwoju mężczyzny, który przebywał w ośrodku sióstr serafitek w Białce Tatrzańskiej. O tej placówce po naszym tekście od kilku dni mówi cała Polska. Wszystko po tym, jak wyszło na jaw, że Prokuratura Okręgowa z Nowego Sącza prowadzi śledztwo, które ma ustalić, czy w ośrodku dochodziło do maltretowania chorych.

Siostry zakonne biły niepełnosprawnych w Białce? Wstrząsająca relacja matki [WIDEO]

Siostry zakonne biły niepełnosprawnych w Białce? Serafitki wydały oświadczenie

Za murami domu w Białce siostry zakonne biły niepełnosprawnych?

Śledczy na tropie afery
O bulwersującej sprawie przemocy, jakiej miały dopuszczać się względem opóźnionych chłopców i mężczyzn, pracujące w Białce Tatrzańskiej zakonnice jako pierwsza napisała w poniedziałek „Gazeta Krakowska”. Jak udało nam się ustalić, prokuratura w kwietniu tego roku otrzymała informacje, że w ośrodku Zgromadzenia Córek Matki Bożej Bolesnej dzieje się coś złego.

Autor: Tomasz Mateusiak

- Od tego czasu prowadzimy w tej sprawie śledztwo - przyznaje prokurator okręgowy Michał Trybus. - Jest ono prowadzone pod kątem psychicznego i fizycznego znęcania się nad niepełnosprawnymi. Przemoc ta ma znamiona szczególnego okrucieństwa. Sprawa jest jednak na tak początkowym etapie, że na razie nikomu nie postawiliśmy zarzutów - wyjaśnia prokurator. Dodaje, że gdy to nastąpi, oskarżonym może grozić nawet do 10 lat więzienia.

Nie chce jednak zdradzać, ile osób mogło być poszkodowanych w domu zakonnic, a także od jak dawna miało dochodzić w DPS-ie do znęcania.

Przez 7 dni na „dnie piekła”
Z naszych informacji wynika, że jest wielce prawdopodobne, iż przemoc w kościelnym ośrodku mogła być stosowana względem chorych od lat. Po naszym artykule do redakcji zgłosiła się bowiem kobieta, której niepełnosprawny syn przed kilkoma laty przebywał w białczańskim Domu Opieki Społecznej.

- Zbigniew ma już 46 lat i od dziecka jest opóźniony w stopniu znacznym - mówi Anna W. (nazwisko do wiadomości redakcji, które wraz z zeznaniami kobiety przekażemy prokuraturze). - Opiekujemy się nim w domu. Najpierw pomagał mi mąż, ale kilka lat temu zmarł na zawał serca. Niestety po tym ja też podupadłam na zdrowiu i w 2009 roku musiałam przejść operację.

Kobieta wiedziała, że po zabiegu będzie musiała kilka dni leżeć w szpitalu, więc szukała miejsca, gdzie przez ten czas mógłby zamieszkać jej syn. W ośrodku, w którym Zbigniew na co dzień przechodzi rehabilitację, powiedziano jej o placówce serafitek w Białce. Kobieta wyprosiła siostry, by syn mógł tam zostać kilka dni.

- Początkowo to nawet myślałam, że jak mu się tam spodoba, to pobyt przedłużymy - mówi matka i ociera łzy. - Przecież tam mają takie piękne sale i chwalą się wspaniałą opieką. Jestem coraz starsza, więc kalkulowałam, że w Białce syn byłby w tygodniu, a na weekendy bym go zabierała do domu. Testem miał być jednak ten czas, gdy będę w szpitalu.

„Sprawdzian” wypadł fatalnie. Jak mówi kobieta, już w dniu, gdy oddawała Zbigniewa pod opiekę sióstr, podświadomie czuła, że to złe miejsce. Inni podopieczni zachowywali się tam bowiem nienaturalnie. Na widok zakonnic niemal stawali na baczność. Dlatego, gdy po 7 dniach wyszła ze szpitala, natychmiast pojechała po syna.

Miał siniaki na całym ciele
- Gdy go zobaczyłam, nie mogłam przestać płakać - mówi pani Anna. - On tylko po twarzy nie był pobity. Resztę ciała miał siną jak śliwka. Musiano go tam katować. W Zakopanem powiedziałam o sprawie zaprzyjaźnionej pielęgniarce z ośrodka, gdzie Zbyszek jest na co dzień (chodzi o dzienną placówkę Ośrodek Rehabilitacyjno-Wychowawczy dla Dzieci Upośledzonych Umysłowo na Kamieńcu). Tam kazali mi natychmiast zrobić obdukcję lekarską, ale wcześniej wykonali synowi zdjęcia, by mieć dowód na to, że ktoś się nad nim znęcał - wspomina kobieta. - Później w szpitalu lekarz, gdy zobaczył syna, z miejsca chciał dzwonić na policję. Nie pozwoliłam. Byłam głupia - kręci głową.

Dopiero gdy przeczytała tekst w „Krakowskiej”, uznała, że czas przerwać milczenie. Kobieta dodaje, że ta historia cały czas w niej siedzi. - Jak tak można traktować ludzi skrzywdzonych przez los? - oburza się pani Anna.

Były zdjęcia, ale...
Oskarżenia kobiety przynajmniej w części potwierdza Andrzej Sekuradzki, przewodniczący zarządu ośrodka na Kamieńcu, do którego codziennie dowożony Zbyszek.

- Był taki przypadek, doskonale go pamiętam - mówi mężczyzna. - Gdy Zbyszek wrócił z Białki, byliśmy przerażeni tym, jak wygląda. Zrobiliśmy mu zdjęcia i była ta obdukcja od lekarza - przyznaje Andrzej Sekuradzki. - Chciałem sprawę wyjaśnić. Dzwoniliśmy do sióstr, ale te stwierdziły, że obrażenia to wynik bójki Zbyszka z innymi opóźnionymi chłopcami z ich ośrodka. Nie mówię, że siostry kłamały, ale chcieliśmy, by policja sprawdziła, czy to faktycznie była prawda.

Jak dodaje Sekuradzki w 2009 r. pani Anna (matka chłopaka) nakazała jednak, by ośrodek nie drążył tematu. Sekuradzki zapewnia więc, że spalił zdjęcia, na których widać, jak poważnie pobity był Zbyszek. Tych ostatnich, a także protokołu z obdukcji nie ma też lekarz, który wówczas wykonywał badanie. - Niestety nie pomogę - mówi ortopeda, doktor Janusz Kaliski. - Zupełnie tego przypadku nie pamiętam. To było lata temu. Od tego czasu przyjąłem tysiące pacjentów. Bardzo mi przykro.

Siostry głodziły za karę?
Historia pani Anny i jej syna Zbigniewa nie jest jedyną relacją pokazującą wstrząsające praktyki, jakie mogły mieć miejsce w białczańskim Domu Pomocy Społecznej. W poniedziałek do naszej redakcji docierały też sygnały od osób, których niepełnosprawni bliscy mieli chodzić razem z dziećmi z Białki do jednej szkoły. Tą jest Specjalny Ośrodek Szkolno-Wychowawczy w Nowym Targu. Zdaniem naszych rozmówców dzieci z Białki często przyjeżdżały tam na lekcje głodne, bo siostry „za karę nie dawały im śniadania”. Próbowaliśmy o to wczoraj zapytać dyrektora nowotarskiego ośrodka Tadeusza Kalatę. Niestety ten był dla nas nieosiągalny.

Tylko oświadczenie
Wczoraj, po raz kolejny, o komentarz poprosiliśmy same serafitki. Niestety telefon ośrodka w Białce milczał. Z kolei w oświęcimskiej prowincji zakonu (nadzoruje DPS w Białce) usłyszeliśmy, że jedyny komentarz, jaki będzie w tej sprawie, to wydane w poniedziałek w nocy oświadczenie dla mediów, które opublikowano na stronie internetowej zakonu.

„W związku z pojawiającymi się pytaniami dotyczącymi sprawy niewłaściwego traktowania podopiecznych w DPS w Białce Tatrzańskiej, prowadzonego przez zgromadzenie CMBB, oświadczam, że natychmiast po otrzymaniu niepokojących informacji o pewnych nieprawidłowościach w zachowaniu pracowników wobec podopiecznych placówki, podjęto działania w celu ich wyjaśnienia” - napisała siostra Agnieszka Bachul, przełożona prowincjalna. Dodała, że w ostateczności zadecydowano o odwołaniu dyrektorki DPS z tamtego okresu, a jej miejsce zajęła doświadczona w pracy z dziećmi siostra Grażyna Gacek. Zakon zapewnia też, że będzie współpracował z prokuraturą.

A co na to urzędnicy?
Przypomnijmy. Ośrodek w Białce przed wybuchem afery miał opinię jednego z najlepszych w Polsce, gdzie niepełnosprawni intelektualnie mogą otrzymać opiekę. Sława ta była tak wielka, że Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie w Zakopanem ani razu przez ostatnie lata nie dokonało w placówce inspekcji, mimo że to właśnie ta jednostka powinna zakonnice nadzorować.

- Nie byłyśmy tam ani razu z niezapowiedzianą wizytą, bo i po co? - pyta z rozbrajającą szczerością Elżbieta Wiktor, wicedyrektor PCPR. - Siostry zapewniały nas, że wszystko jest w porządku. My im wierzyłyśmy, bo przecież ośrodek piękniał i się rozbudowywał.

Dodaje jedynie, że gdyby do nich dotarły jakieś niepokojące informacje lub oficjalne zawiadomienie o ewentualnych nieprawidłowościach, wówczas kontrola zostałaby przeprowadzona.

Matka Zbyszka taką postawą jest zdumiona. - Ja powinnam to zgłosić, ale urzędnicy muszą też sami sprawdzać takie ośrodki - podkreśla.

Czy masz informacje o tej sprawie? Daj nam znać! Gwarantujemy anonimowość.
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na malopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto